Konie to zwierzęta, które bezwzględnie potrzebują towarzystwa, a w tym towarzystwie zawsze musi znaleźć się lider. Końskim stadem, czy to dzikim, czy też w hodowli, zawsze przewodzi klacz, którą nazywamy klaczą alfa. Bardzo często jest to najstarsza klacz ze stada, ale nie jest to stałą regułą. Musi się ona jednak wyróżniać mocnym i pewnym charakterem. W końcu ma do upilnowania sporo podopiecznych. Taka klacz nakazuje, przywołuje niesforną młodzież do porządku, ale też zapewnia bezpieczeństwo swemu stadu. Stale musi wykazywać czujność, by w razie niebezpieczeństwa nakazać całemu stadu uciekać, zaprowadzić je w bezpieczne miejsce, a tam uciszyć, uspokoić i pozwolić na dalszy popas. Taka klacz alfa cieszy się bezwzględnym posłuchem wśród członków całego stada. Niechby tylko któryś spróbował się sprzeciwić, a od razu zostanie postawiony do pionu i odpowiednio ukarany za swoje nieposłuszeństwo. I to wcale nie są kary bolesne. No bo w jaki sposób taka klacz karze? Wystarczy samo spojrzenie, skulenie uszu, odegnanie od stada choćby na kilka chwil. Ale taka kara nie trwa wiecznie. Klacz bacznie obserwuje ukaranego osobnika, cały czas z nim rozmawia. Kiedy ten, który zawinił zaczyna przepraszać, kara zazwyczaj dobiega końca. To zwykła gra mimiki, języka ciała. Konie doskonale wiedzą, kiedy zawinią. Przyjmują nagany z pokorą, szybko robią sobie swoisty koński rachunek sumienia, bo wiedzą, że same zginą, że potrzebują stada, potrzebują klaczy alfa, aby móc bezpiecznie przemierzać pastwiska. I wszystko wraca do normy. Ukarany przeprosi, klacz alfa przeprosiny przyjmuje i całe stadko wraca do swojej rutyny. Oto klasyczny przykład wychowania wśród koni. Gdzie zatem jest miejsce dla człowieka? Jak on ma wychowywać swego konia? Bardzo prosto - musi wcielić się w ową klacz alfa, w przywódcę po prostu. Koń bardzo szybko się uczy i rozumie, kto rządzi. Oczywiście czasem trzeba mu pomóc to zrozumieć :)
A co się dzieje, jeśli mamy do wychowania właśnie taką klacz-liderkę? Wówczas trzeba ustalić hierarchię koń - człowiek, w której to zawsze człowiek ma być tym stojącym najwyżej. Oczywiście z końmi, które mają dominujące i mocne charaktery pracuje się trudniej i ustalenie takiej hierarchii wymaga zwiększonego trudu pracy oraz bardzo konsekwentnych zachowań ze strony trenera. Dominujące konie zawsze będą starały się przejąć kontrolę nad człowiekiem. Często jest tak, że bardzo łatwo im się to udaje. Ale tu już należy winić tylko i wyłącznie człowieka, a konkretnie jego braki w rozumieniu końskiej natury, psychiki i zachowań stadnych. Kto bowiem nie nauczy się porozumiewać z koniem w jego języku, ten nigdy nie zostanie jego liderem.
Wiele osób traktuje konie jak duże kochane pluszaki. Lubi je rozpieszczać lub wręcz rozpuszczać. Poddaje na tacy (czyli na własnej dłoni) najwyśmienitsze frykasy - cukierki, marchewki, jabłuszka, suchy chlebek, garście owsa i co tylko najlepsze na świecie. Poklepuje po szyi, głaska po pyszczku, skacze wokół konika ze szczotkami, smaruje kopytka, wciera odżywki we włosie. A potem konik szturcha po rękach, zagląda w kieszeń, wpycha się swoim nie małym cielskiem na człowieka, depcze po stopach, podgryza po pupie i stale czegoś się domaga. Tak, tak, domaga się podporządkowania. I wtedy jesteśmy w kropce, bo nagle nasz kochany konik staje się niesforny, a niekiedy wręcz niebezpieczny. No i płacz i zgrzytanie zębów, bo co tu z takim koniem zrobić? Radzimy się wówczas tych bardziej doświadczonych koniarzy, a te rady nie zawsze bywają celne. No bo czy dobrą radą jest stwierdzenie "jak podgryzie, walnij w pysk", albo "jak się wpycha, weź bat i mu przywal"? O zgrozo, nie!!! Jest to bowiem najlepszy początek walki, którą i tak ostatecznie wygra koń. Jak zatem poradzić sobie z takim niesfornym wierzchowcem?Jak naprawić to, co zepsuliśmy? A najlepiej, jak nie dopuścić do takich zachowań? Pierwsza złota zasada, którą powinien przyswoić sobie każdy jeździec:
NIE KARM KONIA Z RĘKI
Dlaczego? Robiąc to, w rozumieniu konia, oddajesz mu swoje pożywienie, a w stadzie zawsze jest tak, że ten kto oddaje pożywienie jest niżej w hierarchii, poddaje się woli tego, który pożywienie dostaje. I to jest pierwszy podstawowy błąd. Wiele bowiem osób rozpoczyna swą znajomość z koniem od dokarmiania. Od razu na wstępnie wysyła do konia sygnał "cześć stary, ty rządzisz, ja się podporządkuję". A potem czegoś wymagamy od konia, a on nie rozumie, jak ten, który jest niżej, może czegoś wymagać. No i zaczyna się zachowanie pospolicie nazywane buntem. Pojawiają się zgrzyty na linii koń - jeździec, wynikające tylko i wyłącznie z nieświadomości człowieka. Karmić z ręki możemy konia dopiero wtedy, kiedy mamy już ugruntowaną silną pozycję w tym związku. A na to potrzeba sporo czasu i pracy.Oprócz karmienia z ręki, bardzo ważną rolę odgrywa sposób obchodzenia się z koniem podczas choćby czyszczenia. Kolejna zasada końskiej natury mówi
WYŻEJ JEST TEN, KTO MNIEJ CHODZI
Jeśli zatem przygotowujemy konia do jazdy, starajmy się przesuwać wierzchowca, a nie siebie podczas szczotkowania. To koń powinien przesunąć cielsko na naszą drugą stronę, a nie odwrotnie. Jeździec niech wykonuje jak najmniej kroków. No i absolutnie nie możemy sobie pozwalać na wpychanie się konia na nas, w naszą przestrzeń. I niekoniecznie pomoże tu naciskanie całym własnym ciężarem na konia, żeby się przesunął. Wręcz przeciwnie - koń może napierać jeszcze bardziej. A skąd to wynika? Znów odwołanie do znajomości natury konia. Zwierzęta te wykształciły w sobie efekt obronny przed drapieżnikami w postaci tzw. odruchu przeciwstawiania się, czyli napierania na siłę, która na nie naciska. Jeżeli zaatakował je drapieżca wbijając ostre kły, koń naciskał na jego paszczę, co powodowało mniejszy ból i mniejsze rany, gdyż tak duży nacisk blokował i ruchy i oddech drapieżnika, który dość szybko luzował uchwyt i w końcu puszczał konia całkowicie. Na człowieka koń naprze ze zdecydowanie większą siłą, aniżeli człowiek na konia i co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Dlatego w sytuacji, gdy koń się wpycha, najlepszym rozwiązaniem jest pacnięcie go bacikiem (nigdy nie ręką!) z jednoczesnym patrzeniem w oczy i poproszenie o wycofanie z naszej strefy. Można też użyć do pomocy głosu i z dużą energią i krokiem w stronę konia powiedzieć np. "na zad", "do tyłu", "cofnij", "back" itp. Koń zrozumie. Głupi nie jest:) A wtedy trzeba go pochwalić, najlepiej głaszcząc. Ważna rzecz - pisząc "pacnięcie", mam na myśli lekkie klepnięcie konia bacikiem, które absolutnie nic wspólnego z biciem nie ma! No i mamy już trzy elementy wychowawcze, czyli zakaz karmienia z ręki, nie pozwalanie na wpychanie się konia, ograniczenie ruchów własnych przy koniu. To bardzo ważne rzeczy, które stanowią podwalinę na uzyskanie przywództwa w tym końsko - ludzkim stadku.
Kolejną złotą zasadą jest
PANOWANIE NAD EMOCJAMI
Każdy koniarz wie, że jego ukochane zwierzęta wyczuwają strach i zdenerwowanie swoich opiekunów. Jeśli człowiek się boi, nie osiągnie z koniem sukcesu. Jeśli jest wkurzony, też nici z dobrych efektów pracy. A jeśli wyładowuje swoje zdenerwowanie i frustracje na koniu, to o wychowaniu i przyjaźni może całkowicie zapomnieć. Owszem, można wzbudzić w koniu strach przed naszą osobą i zmusić go do posłuszeństwa, tylko po co? Czy w takiej relacji chcemy pracować z koniem? Przestraszony koń nigdy nie będzie bezpieczny, a to rzutuje bezpośrednio na bezpieczeństwo jeźdźca. Czy zatem warto tak ryzykować? Moim zdaniem - nie. Dlatego jeśli zamierzamy pracować z koniem, podchodźmy do tego z uśmiechem, w pełnym rozluźnieniu, zrelaksowani i przede wszystkim spokojni. Konie uczą cierpliwości i pokory. Tylko cierpliwy trener jest w stanie osiągnąć z koniem sukces. Czasem pojawią się łzy, bezsilność, cały szereg trudności. Ale zamiast się złościć, wystarczy poszukać innego rozwiązania, innej drogi do celu. Cierpliwi i pokorni trenerzy i jeźdźcy zawsze tę drogę odnajdą. A ci, którzy będą się złościć, zwłaszcza na swojego konia, zatoczą tylko błędne koła i nie osiągną nic. Konie boją się naszych negatywnych emocji, chcą od nich uciec. Jeśli nie mogą, same stają się agresywne, bo chcą się bronić, przed czymś, co dla nich może równać się z zagrożeniem życia.Reasumując, jeśli chcemy wychować sobie konia przyjaciela, zacznijmy od wychowania siebie. Pochylmy głowę nad naszą niewiedzą, uzupełnijmy braki i po prostu czytajmy sygnały, które wysyła nam koń. Bo konie mówią! Musimy tylko nauczyć się ich słuchać i odpowiadać im we właściwy sposób.
Wszystkim, którzy chcą zgłębić swoją wiedzę w zakresie porozumiewania się z koniem, serdecznie polecam lekturę Monty'ego Robertsa "Ode mnie dla was". Książka wychowuje człowieka i stwarza mu ogromną możliwość na wychowanie wspaniałego wierzchowca:)
Muszę kupić tę książkę :)
OdpowiedzUsuń