Trochę o mnie


czwartek, 19 listopada 2015

Praca z ziemi

Praca z koniem to niezwykła przygoda.Każda chwila spędzona z tym wspaniałym zwierzęciem potrafi dostarczyć człowiekowi wiele radości i frajdy. Oczywiście niekiedy bywają te gorsze dni, ale zawsze trzeba pamiętać, że po burzy przecież wychodzi słońce:) Pracując z końmi nauczyłam się, że nie tylko jazda wierzchem jest istotna. Tak naprawdę podwaliną jeździeckiego sukcesu jest praca z koniem z ziemi. Czas przeznaczony na takie właśnie treningi owocuje w przyszłości podczas jazd. Sprawia, że lepiej poznajemy konia, lepiej rozumiemy jego język i sygnały, które nam wysyła. A i my jesteśmy lepiej rozumiani przez konia (pod warunkiem, że praca z ziemi przebiega prawidłowo). Dzieje się tak między innymi dlatego, że człowiek widzi konia w całości, nie tylko z góry, oraz koń dostrzega człowieka jako całą osobę, a nie tylko nogi. Warto się zatem zastanowić nad tym, jak pracować z koniem z ziemi i dlaczego warto. Bo warto!

Praca z ziemi większości kojarzy się zapewne z lonżowaniem. Lonżowanie z kolei często kojarzy się z obrazkiem biegającego w kółko konia popędzanego przez stojącego w środku jeźdźca, głównie w celu "wybiegania się konia". Nie jest tak do końca. Lonżowanie nie powinno spełniać tylko takiej roli. Zresztą, każdy kto choć trochę zgłębiał temat anatomii i fizjologii konia wie, że jest ono dość mocno obciążającą konia metodą na wybieganie. Zbyt częsta, intensywna i długa praca na lonży może prowadzić do poważnych kontuzji kończyn konia, często z urazami wysokich stawów (barkowy, biodrowy). O co zatem chodzi w tym lonżowaniu i w ogóle w pracy z ziemi? Zacznijmy po kolei.

Lonżowanie (def.) - prowadzenie konia na kilkumetrowej (najczęściej 7m) linie po obwodzie koła; stosowane podczas treningu koni, ujeżdżania młodych koni, nauki jazdy konnej, pokazów woltyżerskich.
Podstawowymi pomocami do lonżowania jest mocna lina zakończona karabińczykiem oraz bat. Do czego przypina się lonżę? Najczęściej do kółka kantara lub wędzidła (niestety). Wciąż jeszcze nieliczne osoby stosują do lonżowania kawecan lub typowe naturalne pomoce, czyli kantar sznurkowy i plecioną linę bez karabińczyka (moim zdaniem najlepsze!). Nieumiejętne prowadzenie konia na lonży, potrafi wyrządzić mu wielką krzywdę, a co gorsza - ból. Ból, który koń raz na zawsze zapamiętuje i za wszelką cenę, będzie się starał od niego uciec, robiąc sobie tym samym jeszcze większą krzywdę. Czy wiecie, że nacisk wędzidła na język i wargi konia podczas ciągnięcia może przekraczać nawet 40 kg! Przecież to ogromny ciężar! A pysk konia jest tak niezwykle delikatny i wrażliwy na choćby najdrobniejsze szarpanie. Zastanawialiście się czasem nad tym, dlaczego lonżowane konie tak często szarpią głową, wyrywają się, ciągną za linę? Niektórzy stwierdzą, że są po prostu niesforne. Nieprawda! Te konie o niczym innym nie marzą, jak tylko o uwolnieniu się od bólu, który sprawia im lonżowanie na wędzidle! A tu niejednokrotnie lonżujący serwuje im kolejną dawkę cierpienia poprzez zapięcie wypinaczy. Koszmar! Konie, które z natury są końmi ulegającymi, bardzo często w milczeniu podporządkują się jeźdźcowi i z czasem cierpliwie będą znosić te wszystkie niewygody, bo skojarzą, że jeśli się podporządkują, szybciej ich męka dobiegnie końca i będą wolne, bezpieczne, bez bólu...Choć i tak przyjdzie taki moment, kiedy nie wytrzymają i zaczną się buntować. Inne z kolei, te bardziej waleczne, nigdy nie zaakceptują tych wszystkich wymyślnych "pomocy" jeździeckich i będą stale uciekać, stając się niebezpiecznymi dla siebie i dla człowieka. No i wówczas, taki niezrozumiały koń, zyskuje sobie błędne miano "konia złego i nieposłusznego". Jako jeźdźcy musimy sobie uświadomić, że nie ma złych koni. Natura nie wyposażyła ich w złość i agresję. Te emocje wkłada w konia człowiek poprzez swoje niewłaściwe postępowanie, bardzo często wynikające z niezrozumienia końskich potrzeb. 
Jeśli już koniecznie musimy konia wylonżować, nie róbmy tego nigdy na wędzidle! Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem jest lonżowanie na kantarze, jeśli nie mamy kawecanu lub kantara sznurkowego. Pamiętajmy też, aby zmieniać średnicę koła, po którym koń się porusza. Nie stójmy tylko w jednym miejscu, ale przejdźmy się z koniem po kwadracie. Niech ma możliwość wyprostowania kłody bez obciążeń zginających ciało do środka. Często zmieniajmy też stronę lonżowania. Nie wolno nam zapominać o tym, że koń powinien poruszać się w obydwu kierunkach po kole, nie tylko w jednym, a zwłaszcza w tym,w którym "chodzi lepiej". Przystępując do lonżowania zawsze trzeba konia rozgrzać. Nie można od razu pozwolić mu na szaleńczy galop. Każda lonża powinna zaczynać się od spokojnego stępa, najlepiej oprowadzić konia w ręku po całym maneżu, albo częściowo oprowadzać, trochę stępować na kole. Tak, aby koń się nie nudził. Lonża nie może mu się kojarzyć tylko z możliwością wybiegania się. Często niestety spotyka się takie skojarzenie u koni, które mają mało ruchu na co dzień, a jeździec lonżuje konia tuż przed jazdą, żeby go zmęczyć nim usiądzie w siodle. Nierozgrzany koń jest narażony na kontuzje ścięgien,mięśni i stawów. Minimalny czas stępowania to 10 minut. Dopiero po tym czasie możemy poprosić konia o kłus. Starajmy się, aby czas lonżowania nie był zbyt długi. Konie nudzą się biegając w kółko. Lonża nie powinna trwać dłużej jak 45 minut. Moim zdaniem to jest takie maksimum, przy czym praca na lonży musi być w tak długim czasie urozmaicona i poprzeplatana ruchem po prostej. Idealnie jest jeśli praca na lonży trwa 30 minut. Też oczywiście z urozmaiceniem. Koń,który jest nauczony takiej pracy, nie będzie wyrywał do przodu i gnał na złamanie karku. Oczywiście na koniec należy koniowi wyciszyć tętno poprzez spokojne stępowanie. Osobiście polecam oprowadzanie na dłuższej linie po całym maneżu, nie tylko po kole. Praca na lonży pozwala na pogłębienie kontaktu z koniem, ale pod warunkiem, że nie polega tylko na bieganiu konia dookoła nas. Uczy konia reagowania na nasz głos, co jest niezwykle przydatne podczas jazdy wierzchem. Ponadto pozwala na obserwowanie języka ciała naszego pupila. To działa w obie strony, dlatego musimy pamiętać, że koń też czyta nasze ciało. A zatem bardzo ważna jest kontrola naszego ciała. Nawet najdrobniejsze ruchy naszych oczu, ramion, nóg, są odbierane przez konia i przetwarzane na jego język. Dlatego tak ważna jest znajomość i świadomość naszych ruchów.

W jednym z moich postów pisałam o tym, że konie podążają za naszym wzrokiem. Podczas lonżowania mamy tego świetny przykład. Chcąc mieć dobrze wyszkolonego i chętnego do pracy konia, najpierw sami musimy się wyszkolić:) Oto kilka zasad, które są niezbędne podczas pracy z ziemi z naszym wierzchowcem. 
Po pierwsze nasz wzrok. Prowadzimy nim konia po kole! Tak, nie jest nam do tego potrzebny bat, wystarczą oczy. Jak to działa? Kiedy koń biega dookoła nas, zawsze należy patrzeć przed konia, kierując wzrok na ok. 30 stopni przed koniem. W ten sposób pokazujemy mu kierunek. Oczywiście cały czas trzeba zachować czujność i kątem oka zerkać na konia, aby sprawdzić, jakie sygnały nam wysyła. Jeżeli koń skraca koło, wpada do środka, wystarczy skierować wzrok na jego łopatkę, aby odepchnąć go na zewnątrz. Jeśli koń wyraźnie wpada, a my tego nie chcemy, należy go odesłać na koło spoglądając mu w oczy i podnosząc wyżej ramiona, można do tego dołączyć dłoń z rozłożonymi palcami i zrobić kilka kroków w stronę konia. Kiedy tylko ustąpi, odpuścić ramię i znów skierować spojrzenie 30 stopni przed konia. Oczywiście nie od razu nauczymy konia reakcji na nasze spojrzenie, ale wierzcie mi, nie trwa to zbyt długo:) 
Kolejna sprawa podczas lonżowania - nie wychodźmy nigdy przed łopatkę konia. Lonżujący zawsze stoi w strefie drugiej. Jeśli wysuniemy się przed konia, ten często odwróci się do nas przodem lub zmieni kierunek ruchu. Niektóre konie mogą odwrócić się wówczas zadem, co zawsze świadczy o tym, że nie chcą z nami pracować, bo nam nie ufają i nie mają do nas szacunku. Taki koń wymaga pracy od podstaw, czyli budowania prawidłowych relacji koń-człowiek. 
Ważne jest też, abyśmy nigdy nie cofali nóg podczas pracy z ziemi. Dla koni jest to jednoznacznym sygnałem, że mu ustępujemy i koń jest górą. Jeśli chce, wejdzie do środka koła, zmieni stronę, zatrzyma się itp. Koń w takiej sytuacji uważa, że to on jest istotą ważniejszą, wyżej stojącą w hierarchii. 
Kolejne sprawa - ustawienie ramion i rąk, czyli taka nasza postawa. Ramiona opuszczone i swobodne są dla konia sygnałem, że nic mu z naszej strony nie grozi, że jesteśmy do niego przyjaźnie nastawieni i nie chcemy mu zrobić krzywdy. A jak dodamy do tego ręce lekko oplecione wokół pasa i odwrócimy się do konia pod kątem 45 stopni, spuścimy wzrok, będzie to dla niego sygnałem, aby do nas podszedł. Jeśli to uczyni, nie zapominajmy o pogłaskaniu:) Z kolei sztywna, wyprostowana sylwetka, uniesione ramię, często do tego dłoń z rozstawionymi palcami, to sygnał dla konia, że ma się do nas nie zbliżać, ma pozostać w swojej strefie. W takich momentach konie często pytają nas, czy mogą podejść. W jaki sposób? Pierwszym sygnałem jest kierowanie ucha wewnętrznego w naszą stronę, drugim opuszczanie łba do ziemi, a trzecim przelizywanie. Kiedy koń wysyła trzeci sygnał, powinniśmy go do nas zaprosić. To pierwszy wspaniały krok ku prawdziwej i bezwarunkowej przyjaźni. 
Te wszystkie sygnały wspaniale opisuje Monty Roberts w swoim słowniku Join-Up. Warto do niego sięgnąć, aby lepiej zrozumieć koński język. 
Rozpisałam się trochę o lonżowaniu, a właściwie o takim lonżowaniu z ćwiczeniami uwzględniającymi potrzeby i naturę konia. Chciałabym jeszcze wspomnieć o typowej pracy z ziemi metodami naturalnymi. Uważam, że te najlepiej oddają istotę pracy z koniem. Sama je stosuję i z dnia na dzień obserwuję, jak zmieniają się konie i ludzie, kiedy potrafią się wzajemnie rozumieć. Taka praca to dopiero solidny fundament! Opiera się o prawidłowe czytanie konia i panowanie nad własnym ciałem, a co ważniejsze, nad własnymi emocjami. Emocje człowieka odgrywają kluczową rolę w pracy z końmi. Aby była ona owocna i przynosiła nam wielką radość, musimy nauczyć się panować nad swoimi emocjami, swoją energią. Konie wyczuwają doskonale nasze nastroje. Ze spiętym, nerwowym człowiekiem nie zajdą daleko. W ogóle nie zajdą nigdzie. Co najwyżej doprowadzą się do wzajemnej frustracji i niepotrzebnej złości, jeśli nie agresji. Chcąc podjąć dobry trening z koniem, musimy zostawić sprawy codzienne na boku i skupić się tylko i wyłącznie na koniu i na sobie. Wówczas pozytywny efekt murowany. Do pracy z ziemi potrzebny jest nam kantar sznurkowy i lina z plecionki, najlepiej 3,5m, która doskonale przenosi drgania od naszej dłoni, do głowy konia. Przyda się też specjalny bacik, tzw. carrot- stick, który jest sztywny i zakończony sznureczkiem. To takie przedłużenie naszej ręki. Pamiętajmy, że jakikolwiek bat czy bacik, absolutnie nie służy do bicia konia!!! On ma być jedynie wskazówką, pomocą, naszą długą ręką. Zadaniem takiego bacika jest pokazywanie i wskazywanie właściwych rozwiązań. Lina z kolei powinna być zakończona pętelką, która posłuży nam do przymocowania jej do pętli kantara. Z takim wyposażeniem można rozpocząć pracę z ziemi z naszym wierzchowcem. Każda praca ma być dla konia zabawą, wówczas dużo chętniej będzie się uczył i wykonywał nasze polecenia. Chcąc taką pracę rozpocząć, dobrze jest uzupełnić swoją wiedzę z psychologii i zachowań stadnych koni. Zachęcam do przeczytania książki Roberta Millera "Sekrety końskiego umysłu". No i trzeba pamiętać o kontrolowaniu swoich emocji.

Jest wiele ćwiczeń, które można wykonywać z ziemi z naszym wierzchowcem. Pierwsze rozpoczynają się już w stajni, w boksie. To tak zwane 10 Złotych Minut. Pozwalają na zapoznanie się wzajemne, odczytanie reakcji konia na nasz dotyk w poszczególnych strefach jego ciała, naukę opuszczania głowy, podnoszenia nóg. Oczywiście to wszystko musi się odbywać spokojnie i z uśmiechem na ustach:) Potem jest nauka odpowiedniego prowadzenia konia oraz ćwiczenia z ziemi. Uczymy konia cofania, ustępowania zadu, odsyłamy go na koło, patrzymy z nim w różnych kierunkach, a w końcu bawimy się z koniem w odczulanie na "straszne" przedmioty, czyli tzw. habituacja. Dzięki temu uczymy konia odwagi i pewności. Budujemy też relacje koń - człowiek, które zawsze powinny być oparte na zaufaniu i szacunku.
Kiedy zdobywamy już większe doświadczenie w pracy z koniem, możemy przejść stopień wyżej i uczyć się lonżowania konia na dwóch lonżach. Kolejny etap pracy z koniem z ziemi.
Fantastycznym rozwiązaniem  i jakoby alternatywą dla lonżowania na linie, jest roundpen, czyli wydzielony okrągły plac, najczęściej wysoko ogrodzony, o średnicy ok.16m, na którym możemy pracować z koniem bez lonży, luzem. Jest to rewelacyjny sposób na budowanie relacji. Tylko koń i człowiek. Taki roundpen niezwykle pomaga w czytaniu końskich sygnałów. Dodatkowo, skoro koń biega luzem, nie jest to praca obciążająca stawy, nie ma ograniczeń i szarpania za lonżę, a pełna swoboda ruchu. Tylko jeździec musi znać i umieć zastosować język, aby porozumieć się z wierzchowcem. No i w końcu roundpen to idealne miejsce na ćwiczenia Join-Up i wspaniałe połączenie się z koniem.
Taki okrągły plac jest też świetnym rozwiązaniem w szkółkach jeździeckich. Pierwsze lekcje jazdy konnej mogą się odbywać w takim miejscu. Oczywiście tylko pod warunkiem, że konie już potrafią pracować na roundpenie metodami naturalnymi. Młodzi adepci sztuki jeździeckiej muszą bowiem mieć zapewnione maksimum bezpieczeństwa i pewności.

Chcąc naprawdę cieszyć się z jazdy na końskim grzbiecie i czerpać z tego wielką radość, powinniśmy wdrożyć we własne treningi pracę z koniem z ziemi. Tylko ona potrafi zbudować szczere i mocne relacje z koniem, a takie stanowią solidny fundament udanego jeździectwa. Zatem ćwiczmy z ziemi i pogłębiajmy naszą końsko-ludzką przyjaźń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz