Trochę o mnie


piątek, 2 października 2015

Mój trening


Tak sobie pomyślałam, że napiszę dziś jak wygląda mój tradycyjny trening na koniu. Taki klasyczny, rozluźniający, przyjemny. Mało wymagający dla konia i dla mnie. Najlepsze lekarstwo na relaks po ciężkim dniu w pracy.
Pierwsza podstawowa zasada, jaką się kieruję, to brak pośpiechu. Bardzo nie lubię krzątać się przy koniu za szybko. Wszystkie czynności staram się wykonywać powoli i dokładnie. Zresztą, przy koniu nie liczę czasu.On i tak biegnie zupełnie inaczej. Kiedy opracowywałam sobie moje treningowe plany,często zerkałam na zegarek, żeby wiedzieć ile czasu poświęcam danej czynności, nad którą akurat pracuję. Teraz czas nie jest mi potrzebny. Wczuwam się w mowę konia. Po latach praktyki każdy jest w stanie dostrzec nastrój konia, jego rozluźnienie, swobodę poruszania się, chęć do współpracy. Zatem do dzieła:)

 
Kilka lub nieraz kilkanaście minut poświęcam koniowi w boksie, tzn. wchodzę do niego, głaszczę, dotykam po całym ciele.I tak sobie rozmawiamy. To takie 10 Złotych Minut (wg zasad jeździectwa naturalnego). Potem oczywiście jest czyszczenie - dokładne, bo przecież nie wypada jeździć na brudnym koniu;) Koń czysty, osiodłany, zatem wędrujemy na maneż. Mam to szczęście, że podłoże na mojej ujeżdżalni jest w 100% piaszczyste, więc nigdy nie ma na nim błota i nie jest ślisko. Podprowadzam konia pod stopnie do wsiadania. Już jakiś czas temu przytaszczyłam na maneż dwa pieńki, które świetnie się spisują jako schodki na konia. Polecam każdemu taki sposób wsiadania, bo naprawdę ma same plusy. Po pierwsze - nie obciążamy koniowi lewej strony, kiedy to całym ciężarem wisimy na strzemieniu, a po drugie - większy komfort dla jeźdźca. Koń bardzo szybko przyzwyczaja się do spokojnego stania przy takich schodkach,bo jest to dla niego bardzo wygodne i całkowicie nieuciążliwe. 
Kiedy już jestem na grzbiecie, sprawdzam wszystko po kolei - popręg, strzemiona, wodze. Zaczynamy oczywiście od rozluźniającego stępa na swobodnej wodzy. Od samego początku staram się kierować ciałem, podążać biodrami za ruchem konia, wyginać dosiadem i łydkami. Kluczową rolę w przypadku prowadzenia konia odgrywa wzrok jeźdźca. Kiedyś nie zdawałam sobie sprawy jak ważne jest, aby patrzeć zawsze tam,gdzie się chce jechać, czyli przed siebie. Koń doskonale wyczuwa kierunek spojrzenia jeźdźca i z ufnością potrafi za nim podążać. Oczywiście jeśli to wzajemne zaufanie jest i jeździec jest pewien, gdzie patrzy. 
Kiedy trenowałam skoki przez przeszkody (dość krótki epizod, ale był), trener zawsze mi powtarzał: "Patrz na przeszkodę". Szkoda tylko, że dokładnie nie wyjaśnił, dlaczego to takie ważne, kiedy się skacze, ale i nie tylko wówczas. Wielu jeźdźców jeżdżących bez nadzoru dość często popełnia, wydawałoby się, nic nie znaczący błąd. Otóż patrzą oni pod nogi konia z przekrzywieniem głowy na bok. Wyobraźcie sobie, że już nawet tak nieznaczne przechylenie zakłóca Waszą wzajemną równowagę! W dodatku koń nie odnajduje wzroku jeźdźca i krzywi chód. A potem mamy pretensje do naszych wierzchowców, że nie idą prosto...Pamiętajcie - broda w górę, wzrok przed siebie:)
W stępie rozluźniamy się jadąc wzdłuż ścian maneżu, ale bardzo często wplatam obszerne koła i robię liczne zmiany kierunku. Kręcąc kółka zawsze zaczynam od dużych średnic, a dopiero w miarę jak koń rozgrzewa swoje mięśnie i stawy, zmniejszam średnice kół. Potem dokładam serpentyny przez całą ujeżdżalnię. Wykonując te figury, nie używam wodzy, pracuję tylko balansując ciężarem własnym i łydkami. Kiedy czuję, że koń jest rozluźniony i chętny do pracy, wchodzę na większy kontakt na wodzach, co nie oznacza absolutnie, że ciągnę za nie! W wydaniu moim i moich koni zwiększony kontakt na wodzach polega na tym, że wodze po prostu nie wiszą, lecz stanowią elastycznie napinająca się linę, nie przeszkadzającą koniowi w swobodnym niesieniu głowy. Tak przygotowane, na lekkim kontakcie, zaczynamy kłus anglezowany. Na początku jazda na wprost, wplatanie dużych kół, potem wolt i zmiany kierunku. Dużą pomocą są dla mnie literki ujeżdżeniowe. Każdemu polecam - ułatwiają, ale i urozmaicają trening. Niby takie nic, a jednak pomaga:) Z reguły jadę sobie tak: zaczynam kłus na długiej ścianie, przykładowo w literce F jadąc w lewo. Przejeżdżam pełne koło, zmieniam kierunek w kłusie po przekątnej, przejeżdżam koło w prawo i na każdej ścianie, od środka poczynając, wplatam sobie kółko o dużej średnicy. Znów zmieniam kierunek i to samo w drugą stronę. Po takim rozluźniającym kłusie przechodzę do stępa, kontroluję popręg. Chwila stępem. Potem robię sobie przejścia stęp - kłus, np. od literki do literki:) I tu są one naprawdę bardzo pomocne, bo rozmieszczone w równych odległościach od siebie sprawiają, że przejścia mają podobną długość. Konie bardzo rozluźniają się przy takim ćwiczeniu. Poza tym, każde kolejne przejście wyczula konia na pomoce jeźdźca, dzięki czemu, mogą być one coraz subtelniejsze. A przecież o to nam chodzi! Po ćwiczeniu z przejściami stęp - kłus, rozpoczynam ćwiczenia w kłusie, często naprzemiennie anglezowanym i ćwiczebnym. Wprowadzam ósemki, wolty, półwolty, slalomy, serpentyny przez całą i przez połowę ujeżdżalni. Oczywiście cały czas pamiętam o zmianach kierunku. Konie nie lubią chodzić zbyt długo w jedną stronę, to je po prostu nudzi i przestają wykazywać chęć do pracy. Dlatego tak ważne jest urozmaicenie ćwiczeń. Fantastycznie spisują się drążki i koziołki. Takowe też stosuję na swoim treningu. Jednym z moich ulubionych ćwiczeń jest przejazd przed drągi ułożone na wolcie. Koń ćwiczy wygięcie, a dodatkowo skupia się na prawidłowym podnoszeniu nóg. Takie ćwiczenie jest doskonałe, kiedy dodamy do tego skracanie i wydłużanie tempa. Nim jednak przejdziemy z tym na koło, najpierw należy dobrze opanować zmiany tempa na liniach prostych.
Wracając do mojego klasycznego treningu. Po ćwiczeniach w kłusie robimy sobie przerwę na stęp na luźnych wodzach. Pozwalam koniowi na swobodne opuszczenie łba, przy czym pilnuję, aby nie zwalniał tempa i nie powłóczył nogami. Energia powinna być obecna podczas trwania całego treningu, nawet wówczas, kiedy koń ma możliwość wyciągnięcia szyi.Po przestępowaniu łapiemy kontakt, przechodzimy do kłusa ćwiczebnego i zaczynamy galopowanie. Bardzo często zaczynam pierwszy galop na kole. Wjeżdżam na koło o dużej średnicy, pierwsze zakręcam w stępie, drugie w kłusie wysiadywanym, a potem zagalopowanie, koło w galopie, po czym wjazd na ścianę. Galopujemy całe okrążenie, a potem wplatam sobie koła w galopie. Tak samo w drugą stronę. Zawsze staram się wykonywać wszystkie ćwiczenia w obydwu kierunkach. Często jest tak, że konie w jedną stronę są "lepsze" (zazwyczaj w lewo), w drugą "gorsze", tzn. mają trudność z prawidłowym wygięciem, z zagalopowaniem z właściwej nogi, usztywniają się. Jest na to tylko jedna rada - systematyczny trening i cierpliwość. A to naprawdę się opłaca:)
Po pracy w galopie znów dajemy sobie chwilę stępa, po czym ćwiczymy przejścia kłus - galop. Stosuję w tym przypadku dwa sposoby takich przejść: na kołach (zasada koło kłusem - koło galopem lub po połowie koła) oraz na ścianach zazwyczaj co dwie literki. Niekiedy wplatam sobie ćwiczenie polegające na galopowaniu po długiej ścianie, a kłusowaniu po krótkiej. Oczywiście w lewą i prawą stronę. Po ćwiczeniach ze zmianą chodu wracam do lekkich ćwiczeń w kłusie, a czasem tylko do kłusa swobodnego po pełnym okrążeniu z dwoma woltami na środku ścian. Po takiej serii daję koniowi swobodną wodzę i stępujemy dłuższą chwilę, nie zapominając o zmienianiu stron. Jeśli koń i ja jesteśmy w dobrej formie, wykonujemy sobie jeszcze kłus pośredni po przekątnej lub na długiej ścianie ujeżdżalni. Na koniec wyciszam konia w spokojnym kłusie anglezowanym i stępujemy na całkiem luźnej wodzy. Wyrzucam sobie nogi ze strzemion, przytulam się do mojego rumaka, głaszczę go i wspólnie wyrównujemy swoje oddechy i obniżamy tętna stępując spokojnie po ujeżdżalni:) Niekiedy na stępa jedziemy sobie do lasu. Zataczamy małe kółko leśnymi duktami i wracamy szczęśliwe do stajni. Oczywiście w trakcie jazdy nie tylko ciałem rozmawiam z koniem. Nie potrafię jeździć bezgłośnie:)Mówię do konia, czasem sobie śpiewam (choć to częściej zdarza się w terenie), nie szczędzę słownych pochwał, ale i ganień, kiedy jest to konieczne. Modulacja głosu niesamowicie oddziałuje na wierzchowca! 
Po skończonym treningu jest oczywiście rozsiodłanie, czyszczenie, sprawdzanie kopyt i nóg i ostateczne podziękowanie dla konia w postaci suchej kromki chleba albo jabłka. Tylko uwaga - nie z ręki! Możemy koniowi położyć smakołyk na ziemi, albo w żłobie. Karmiąc konia z ręki, w jego oczach jesteśmy odbierani jako ci słabsi, bo oddajemy mu swoje pożywienie. A jeśli my oddajemy, to koń jest tym, który ma władzę i przywództwo! Zatem podziękowanie najlepiej zostawiać w żłobie, a nie na własnej dłoni.
Może kilka ćwiczeń, które zamieściłam w tym poście, przydadzą się Wam, na takim spokojnym i przyjemnym treningu z koniem:) A kilka ćwiczeń pomocnych w treningach opiszę w kolejnym poście. Powodzenia! 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz