Trochę o mnie


wtorek, 19 sierpnia 2014

Niechaj koń koniem pozostanie!


Natura wyposażyła konia w to, co jest mu niezbędne do przeżycia na wolności. Obdarzyła go niezwykłym instynktem, który pozwala przetrwać. Koń to zwierzę, które nie ma w sobie agresji i nie staje do walki z każdym napotkanym na swej drodze przeciwnikiem. Koń to zwierzę uciekające. Na najdrobniejsze niebezpieczeństwo reaguje ucieczką. W jednej chwili pasące się ze spokojem stado dzikich mustangów, potrafi zerwać się do szaleńczego biegu zamieniając stepy w tumany kurzu. Biegną tak, aby uciec od niebezpieczeństwa. A że biegają szybko, z reguły ucieczki takie mają szczęśliwy finał.
Konie łatwo ulegają także przyzwyczajeniom. Sytuacje, które często się powtarzają, a także łatwość rozpoznawania jakichkolwiek zagrożeń, zapewniają dzikim koniom pewne podjęcie prawidłowej decyzji. Jeżeli koń nauczy się czegoś raz, pozostaje to niezmienne, staje się niemalże codziennym końskim rytuałem. Osoby, które poobserwują stado koni na wybiegu, z pewnością zauważą czynności, które konie wykonują podczas wypasu. Mają one swoje ulubione miejsca do odpoczynku, miejsca, w których zapadają  w półsen, a także stałe ścieżki, które przemierzają co dnia. Wybierają też dogodne miejsca z przeznaczeniem na toaletę. Dobierają się w mniejsze grupki lub pary, w których czują się dobrze. Mają swoich ulubionych towarzyszy zabaw. Takie przykłady końskiego zachowania można mnożyć. Każdy z nich świadczy o tym, że koń to zwierzę stadne, nie lubiące samotności, mające swój rytm dnia, a także rytm roku. Taki zegar biologiczny, który działa niemalże idealnie. Piszę niemalże, ponieważ zdarzyć się może, że konie w hodowlach mają ten zegar zakłócony. Przez co? Przez kogo? Niestety - przez człowieka. 


Osobiście znam wiele osób, które są miłośnikami i hodowcami koni. Zawsze chcą dla swoich podopiecznych jak najlepiej, ale, z całym dla nich szacunkiem, niekiedy to, co uważają za "dobre", dla konia wcale takie nie jest. A wręcz odwrotnie - kłóci się z końską naturą. A czyż nie o to chodzi nam wszystkim, koniarzom z krwi, kości i serca, aby konie były naturalnie szczęśliwe? Natura naprawdę świetnie wyposażyła konia w to, co dla niego niezbędne. Dała mu siłę, prędkość, odporność, rozumowanie, umiejętność dostosowania się do pory dnia, roku, do pogody. A to wszystko dzięki temu, jakże precyzyjnemu, wewnętrznemu zegarowi! Duże różnice temperatur między dniem i nocą, wszelkie zmiany pogodowe, nawet ekstremalne, uciążliwe insekty - na te wszystkie przypadki konie są naturalnie przygotowane. Dlaczego zatem człowiek czasami przeszkadza koniowi w tej naturalności?
Już samo udomowienie konia, zamknięcie go w stajni, ujeżdżenie, jest dla niego czymś niecodziennym, czymś, co ogranicza jego naturę. A co dopiero sukcesywne oddzielanie go od wolności?!No właśnie, o co tu tak właściwie chodzi? Nim rozwinę moją myśl, pozwolę sobie na przedstawienie pewnego przykładu.
Poznałam kiedyś młodą dziewczynę, miała może 17 lat i była zakochana w swoim koniu po uszy. Świata poza nim nie widziała. Był to kasztanowaty wałach rasy wielkopolskiej, potężny, świetnie umięśniony, z wielkimi predyspozycjami do sportu, a w szczególności do skoków przez przeszkody. Z takim też zamiarem został kupiony, ponieważ owa dziewczyna marzyła o udziale w zawodach jeździeckich i robieniu kariery w tymże kierunku. Koń stacjonował w stajni klubu jeździeckiego. Na treningach czynił wielkie postępy. Był ambitny i chętny do współpracy. Po wielu miesiącach ciężkich treningów zaczął osiągać sukcesy w sporcie. Wygrane zawody amatorów, lokalne, wojewódzkie...Koń piął się w górę,a wraz z tą wspinaczką rosła duma jego właścicielki. Wraz z dumą z kolei rosła też cena konia i jego wartość w świecie jeździeckim. Dziewczyna dbała o konia najlepiej, jak tylko potrafiła, według niej oczywiście, bo według konia było zupełnie inaczej...
Stajnia-parkur-stajnia-parkur-stajnia-parkur-stajnia...i tak bez ustanku. Tak wyglądało życie owego kasztanowatego wałacha. Poza swoim boksem i parkurem nie przebywał nigdzie indziej. No, może za wyjątkiem jeszcze przyczepy do przewozu koni i innymi stajniami i parkurami. Nie biegał swobodnie, nie tarzał się, nie drzemał pod drzewem, nie skubał zielonej trawy. Stajnia była ciepła, więc nawet już nie zmieniał sierści, bo przecież gdy wychodził na zewnątrz, to zawsze w derce. Zimą w ogóle nie trenował na świeżym powietrzu, tylko w krytej hali, stale przy sztucznym świetle. Teren?Nie było mowy o wyjeździe na jakikolwiek spacer! Przecież mógł się przeziębić, doznać kontuzji, zadrapać, zmoknąć, ubrudzić...Koń przywykł do takiego trybu życia. Innego przecież nie znał. Popadł w swego rodzaju rutynę. Nie buntował się, był posłuszny, spokojny pod siodłem. Tylko jego oczy traciły blask...
Żył sobie w swoim boksie i pracował. Zresztą, większość koni w tej stajni tak żyła. Tylko niektóre wychodziły na karuzelę, wtedy, kiedy nie miały treningu. Każdy koń dostawał przeróżne suplementy diety, a to na wzmocnienie kości i stawów, a to na poprawę kondycji, a to na błyszczącą sierść itd. Niektóre dostawały nawet preparaty uspokajające. Każdy koń miał przynajmniej dwa rodzaje derki, masę ochraniaczy, owijek, wymyślne wędzidła i szereg innych dodatkowych "pomocy" jeździeckich. Ale żaden z nich nie miał tego, co najważniejsze - beztroskiej chwili wolności. Zapytałam kiedyś ową dziewczynę, właścicielkę kasztanowatego wałacha, dlaczego nie pozwala koniowi na choć odrobinę swobody. Popatrzyła na mnie takim dziwnym wzrokiem i rzekła (tych słów nigdy nie zapomnę): "Przecież skacze, to mu wystarczy".

Nie wiem, niestety, jak dalej potoczyły się losy kasztanowatego wałacha. Nie zadomowiłam się w tamtejszej stajni. Brakowało mi w niej swobody...

Puenta z tego taka : nie wykradajmy koniom ich natury i nie wydelikacajmy ich! Niechaj koń koniem pozostanie! Niech wie co to słońce i deszcz, niech poczuje radość z wytarzania się w błocie, które to zasychając na jego ciele świetnie ochroni przed kąsającymi owadami. Niech biega radośnie po śniegu i strąca go z ośnieżonych gałęzi sosen. Niech biega swobodnie, skubie trawę, poznaje świat wokół. Nie ubierajmy zdrowego konia w derki, siatki, kalosze. Niech zmienia futro, kiedy natura go do tego wzywa. Niech się wybrudzi do woli. Przecież ma nas - swoich właścicieli - wyczyścimy:) No bo przed czyszczeniem koń ma być brudny, a po czyszczeniu - jeździec:)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz